piątek, 13 lipca 2012

Dzień 7


7 dni? Naprawdę? Idzie super :D Jednakże czuję takie pieczenie pomieszane z bólem w gardle, jakby taką kulkę wielkości... no nie wiem, piłki do ping-ponga? Mama poradziła herbatę z cytryną. dla świętego spokoju wypiłam i jest o niebo lepiej. Polecam!
Ostatnia przeglądam blogi różnych dziewczyn, które odchudzają się jedząc... no, bardzo mało. Sama kiedyś taka byłam. No, wiadomo, pro-ana. Kochałam ten świat. Nadal kocham. Ale to dlatego, że miałam inne podejście od nich. One ubierają to w otoczkę (nie wiem dlaczego) odchudzania związanego z jakimś cierpieniem. A ja zawsze uważałam, że po prostu ja stosuję to co działa na mnie. Kocham jeść, uwielbiam. I gdybym chudła jedząc i ćwicząc to bym to z chęcią robiła. Ale to nie działa. Dlatego głoduję, bo to działa.
I wracając do ostatnich blogów odwiedzonych przeze mnie, nie wiem w sumie co o tym myśleć. Głodowanie to oznaka siły i czegoś tam - takie stwierdzenie znalazłam na jednym z nich, a nawet na kilku (poza tym 'czymś tam', po prostu nie pamiętam). W sumie mnie to śmieszy. Głodówka to przysłowiowa bułka z masłem do bycia na ostrej diecie JEDZĄC i ćwicząc. Ludzie, to nie żadne poświęcenie, nie wymaga żadnej siły! Ja nawet ćwiczę, choć to coraz trudniejsze. Póki mogę, czemu nie? Znów boli mnie noga, więc trudno mi powiedzieć czy jutro też dam radę. To trudne, gdy boli, a ja nie jestem masochistką.

Podsumowanie:

Głodówka jest łatwa. Prawdziwa siła (woli) to wyjście z niej bez wpadki i prowadzenie racjonalnego żywienie z jakąś aktywnością fizyczną. Nie róbcie sobie wody z mózgu, każdy może głodować, nie każdy ma mózg by to robić (nie, to nie ma nikogo obrazić. Sama byłam taką idiotką, która po 12 dniach niejedzenia napiła się sklepowego soku pomidorowego, a potem poleciała jeść)

EDIT:  Czasami zastanawiam się po co mi ta figura. Przecież jestem samotna. Nie mam przyjaciół. Ba Przyjaciół! Ja mam tylko rodziców i moje zwierzaki. No, i kumpla, ale on ma gdzieś to jak wyglądam.
Chyba tylko dla siebie, bo w podstawówce traktowali mnie jak psie gówno. Nie miałam takiej figury, nie kupowałam ciuchów w drogich sklepach, nie miałam samych 5 i 6 na świadectwach. Chodziłam tam jak na skazanie, byłam przygnębiona samym faktem wyjścia do szkoły. I wtedy to się zaczęło tak naprawdę. Chciałam im po prostu dorównać, mieć choc namiastkę szacunku. A nie być wyzywaną i nielubianą. Chciałabym... mieć kogoś. Po prostu takiego, kto miały dla mnie czas zawsze, odpowiadał na wiadomości lub SMSy, nie krytykował mnie. Akceptował. A ja w sumie... jestem całkowicie akceptowana przez 3 stworzenia. Kota, świnkę i chomika, z czego ten ostatni ma mnie w sumie gdzieś, jest uzależniony od biegania w kulce. Czy tak ma wyglądać moje życie? Zawsze z kotem, bez nikogo do kogo mogę otworzyć gębę?
Przepraszam. Chwila rozczulania się, heh. Samotność mnie dobija.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz